Od razu na głęboką wodę
Okazało się, że na placement długo nie czekałam. Pierwsza głębina – mój dyrektor chce mnie na specialist consellor; instruktora żeglarstwa.
Druga głębina – przekładam egzaminy, żeby zdążyć na „staff training”.
Trzecie głębina – ja i Magda jesteśmy jedynymi nie-anglojęzycznymi counsellorami na campie.
Czwarta – Kompletnie nie rozumiem, co mówi do mnie ten chłopak z Nowej Zelandii i te dziewczyny ze Szkocji.
Obrót o 180 stopni
Minął tydzień, a my już planowaliśmy wspólne podróże. Zaczęłam myśleć po angielsku, rozumieć żarty, kłócić się czy frytki to „fries” czy „chips” i jak wymawia się aluminium. Moi camperzy wygrywają regaty i śpiewają ze mną na scenie – okazało się, że uwielbiam uczyć żeglować, a dzieciaki uwielbiają mój akcent. Co tydzień przy zmianie turnusu wszyscy zalewaliśmy się łzami.
Mój Camp nie był duży. Counsellorów w sumie -nascioro, ale po 10 tygodniach pracy razem nie wyobrażaliśmy sobie rozjechać się w różne strony. Pracowaliśmy w Virginii, więc na pierwszy raz wybraliśmy wschodnie wybrzeże. Surfowanie po oceanie w Virginia Beach, park rozrywki Bush Gardens w Williamsburgu, Baltimore, DC, Nowy York, Boston, Salem… 30 NAJSZCZĘŚLIWSZYCH DNI MOJEGO ŻYCIA.
I nie skończyło się na jednym razie.
Więcej, mocniej, dalej
O powrocie na camp zdecydowałam w dniu w którym przyleciałam do Polski. Wróciłam jako doświadczony counsellor i co więcej, jako JEDYNY nie native speaker. Przejęłam obowiązki lidera starszej grupy dziewczynek, spędzając wieczory na doskonaleniu nowych wzorów bransoletek przyjaźni. Podczas treningu staffu już nie wbijałam wzroku w podłogę – opowiadałam nowym counsellorom „jak to się robi”.
I znów przez 10 tygodni zżyliśmy się tak, że trudno było nam się rozstać. Pojechaliśmy na podbój Zachodniego Wybrzeża: Los Angeles, San Francisco, Las Vegas…i wiele innych miejsc, które udało nam się zobaczyć, a ja spełniłam swoje największe marzenie – postawiłam stopę na Wielkim Kanionie.
Jedyne takie doświadczenie
Kompromisy, niesamowite przyjaźnie i trochę miłości, wspólne radości, trochę chaosu przy organizacji, nawet zgubienie drogi, czy telefonu to wszystko po prostu MUSI się kiedyś każdemu przydarzyć. Dla mnie wyjazd z Camp America był całkowitą zmianą stylu życia i osobowości. Moja „bucket list” na Amerykę jest jeszcze długa i gdy tylko się obronię… zrobię to po raz trzeci!
A w międzyczasie pomagam aplikantom podjąć ten pierwszy rok na drodze do cudownych wspomnień.
Autor: Marta Pytka