Nie bój się!
O programie Camp America dowiedziałam się w 2022 roku. Wiedziałam, że kiedyś muszę odważyć się na ten wyjazd, jednak myślałam, że stanie się to dopiero w odległej przyszłości. Niecały rok później wyleciałam do USA i była to najlepsza decyzja w moim życiu!
Stany Zjednoczone zawsze znajdowały się na mojej liście marzeń i cieszę się, że udało mi się to zrealizować. Nawet teraz nie mogę uwierzyć, że miałam okazję tam być. Pamiętam, jak jadąc na lotnisko, a potem w trakcie lotu, przeżywałam mieszane uczucia. Niemniej jednak w głębi duszy, czułam, że przedstawiają się najlepsze wakacje mojego życia.
Jak było na campie?
Od pierwszego dnia czułam się tam jak w domu. Mój camp znajdował się w stanie Maryland i mimo że był mały, to pozwolił mi dokładnie poznać to miejsce oraz jego mieszkańców. Klimat, jaki tam panował, był niezwykły.
Nie był to typowy obóz letni dla dzieci, lecz Special Needs Camp. Wcześniej obawiałam się, że może być tam nudno, że zabraknie różnorodnych aktywności, ale nic bardziej mylnego! Na moim campie zawsze działo się coś interesującego! Oczywiście, praca z osobami z niepełnosprawnością nie jest łatwa i pomimo że zajmowałam się pracą w kuchni, każdego dnia widziałam, ile wysiłku wkładają opiekunowie w swoją pracę.
Na początku cieszyłam się, że jestem „campowerem” i nie muszę się nikim opiekować, ale z czasem nawiązałam kontakt z uczestnikami obozu, spędzałam wolne chwile z nimi i czułam satysfakcję, gdy mogłam im pomóc. To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Zawsze traktowałam osoby z niepełnosprawnościami z szacunkiem, ale tam nie tylko dobrze je traktowałam – stali się dla mnie po prostu naszymi przyjaciółmi.
A w wolnym czasie rozwijałam swoje umiejętności…
Na campie pracowałam w kuchni, gdzie dzięki dużej ilości personelu, wszystko odbywało się szybko i sprawnie, pozostawiając nam czas dla siebie. Dzięki temu mogłam odpoczywać, czytać lub spędzać czas w sali artystycznej, gdzie malowałam, lepiłam figurki z gliny i tworzyłam różnego rodzaju dekoracje.
Każdy dzień na campie był wyjątkowy. Oczywiście, zdarzały się dni, gdy czułam się zmęczona i potrzebowałam spokoju, ale czasami udawało mi się uciec do książek lub poćwiczyć jogę z koleżankami w campowej siłowni.
Wyzwania językowe…
W pracy napotkałam pewne wyzwania, głównie związane z językiem obcym. Mój zespół składał się głównie z Meksykanów, z którymi nieliczni mówili po angielsku (dosłownie trzy osoby). Czasami czułam się trochę wykluczona, ale spostrzegłam to jako szansę do doskonalenia mojego hiszpańskiego. Mogę śmiało powiedzieć, że ta sytuacja przyniosła mi wiele korzyści, a teraz jeszcze bardziej cenię sobie ten język.
Dni wolne:
W dni wolne zawsze było pełno aktywności. Często jeździliśmy do pobliskiego miasteczka, na plażę lub do Walmartu. Pojechaliśmy nawet do Waszyngtonu oraz Filadelfii!
Po tych małych wyprawach nie chciało się wracać, ale wiedza, że wszyscy znów się tam spotkamy i powrócimy do naszego „domu”, sprawiała, że uśmiech pojawiał się na twarzy.
To była wspaniała przygoda!
Czas spędzony na campie płynął bardzo szybko, a gdy nadszedł jego koniec, nikt nie mógł w to uwierzyć. Pożegnania były pełne emocji i łez.
Dla mnie jednak było to zakończenie jednej przygody i początek kolejnej. Choć smutno było opuszczać camp, przede mną czekały dwa tygodnie podróży z koleżanką z Polski, którą poznałam na obozie. Razem zwiedziłyśmy takie miejsca jak: Nowy Orlean, Nashville, Chicago i Nowy Jork. Dodatkowo, przypadkowo udało nam się jeszcze zahaczyć o stan New Jersey. Każde z tych miejsc było niezwykłe!
Chcę tam wrócić…
Nie chciałam wracać do Polski. Czułam się świetnie wśród nowych znajomych, podróżując, odkrywając nie tylko nowe miejsca, ale również samą siebie. Camp dał mi nową energię do życia, zmienił mój sposób postrzegania świata, otworzył na ludzi jeszcze bardziej niż dotychczas. Wiem na pewno, że to nie koniec i jeszcze tam wrócę.
– Karolina Hebda