Wiedziałam, że nie mogę liczyć na pomoc finansową ze strony rodziców, więc założyłam konto na Allegro, sprzedałam pół szafy, znalazłam dwie prace dorywcze i udało się! Wkrótce zobaczyłam upragniony PLACEMENT!! Czy było warto? Zdecydowanie TAK!
Tańczyć salsę na dachu wieżowca w Chicago, oglądać delfiny pływające w Pacyfiku, poznać aktora komediowego w Hollywood i nawet iść na jego skecz za free ;), spróbować nart wodnych na campie, przejść most w San Francisco… – są rzeczy, których nie da się kupić, ani wycenić. Ale zacznijmy od początku…
Ruszamy na camp
Zestaw ciuchów na trzy miesiące, przejściówka do amerykańskiego gniazdka, kilka gazet podróżniczych, przewodnik po Nowym Jorku, najtańsza walizka z centrum chińskiego ;p i całe mnóstwo planów i marzeń w głowie – tak właśnie zaczynała się moja własna, upragniona podróż do USA. Miałam to szczęście, że już na lotnisku w Warszawie poznałam moich przyszłych współpracowników. Wtedy też poczułam, że będą to niezapomniane wakacje.
Dostaliśmy placement w stanie Michigan na jednym z największych i najstarszych campów żydowskich w USA. Przed wyjazdem miałam tyle irracjonalnych obaw! – spokojnie, to tylko naturalny etap wyjazdu w nieznane :). Okazało się, że po 9 tygodniach pracy i mieszkania na campie aż żal było wyjeżdżać. Dyrektorzy organizowali nam przeróżne atrakcje. Parki rozrywki, casino night, wypady na kręgle. Raz mieliśmy na przykład przebrać się w stroje z lat 70-tych i pojechaliśmy wspólnie na rolki. Prawie sto osób z międzynarodowego personelu, przebranych za wokalistów Abby czy The Beatles – tworzyliśmy bardzo kolorową i przykuwającą wzrok paczkę ludzi z całego świata – od Australii po Meksyk.
Nigdy nie zapomnę życia na campie. Być może dlatego, że wiążę z nim tak pozytywne wspomnienia, a może dlatego, że hmm…. wracam tam i w tym roku!
Świat staje na głowie
Po campie nadszedł czas na podróże i świat stanął na głowie 😉 Wraz ze znajomymi odwiedziłam najważniejsze miasta USA: Chicago, Las Vegas, Los Angeles, San Francisco, Nowy Jork, Filadelfię, Washington D.C. plus oczywiście Wielki Kanion. Jedno jest pewne: oglądanie „Kryminalnych zagadek Las Vegas”, czy „Kevina samego w NY” nabiera zupełnie innego wymiaru :-D. Niesamowite uczucie patrzeć, jak aktorzy w filmie wsiadają w te same linie metra, którymi się jeździło, siedzą na tej samej ławce w Central Parku, czy robią zakupy w tych samych sklepach w Los Angeles. No właśnie… Los Angeles… Mówią o nim, że to „miasto aniołów”, a jeśli to prawda, to z pewnością są to anioły spełniające marzenia. Nigdy nie zapomnę tego kalifornijskiego słońca, pięknych plaż i tego uczucia, gdy pojechaliśmy w nocy na wzgórza Hollywood i oglądaliśmy z góry to tętniące życiem miasto, całe oświetlone i w ciągłym ruchu. Najcudowniejsze jednak w USA jest to, że każde miejsce jest niepowtarzalne, zupełnie odmienne od wszystkich pozostałych. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, niezależnie od tego, czy woli dziką przyrodę i parki narodowe, zwiedzanie muzeów (a w Waszyngtonie wszystkie są darmowe ;)), imprezowe szaleństwa w Vegas, czy energię wielkiego miasta jak Nowy Jork. Spotkałyśmy na swojej drodze niesamowitych, bezinteresownych ludzi, którzy pomagali nam podczas podróży i dzięki którym zupełnie inaczej patrzę teraz na świat. Dzięki nim USA zawsze kojarzyć mi się będą z krainą optymizmu i zakręconych ludzi, gdzie aż chce się wracać. Tutaj nawet bezdomny uśmiechnie się i odpowie Ci: ‘God bless you’, kiedy odmówisz mu wrzucenia dolara do skarbonki ;p
Czas na Ciebie
Jeśli to czytasz, to pewnie sam(a) zastanawiasz się, czy jechać. Być może zastanawiasz się, czy dasz sobie radę, czy to na pewno dla Ciebie, czy nie będziesz żałować… Powiem Ci więc tylko, że wakacje z Camp America były jedną z najlepszych decyzji w moim życiu.
A żałować?
Żałować można tylko tego, czego się nie zrobiło. 😉
Autor: Melania Bzowska