Wtedy usłyszałem o Camp America. Podczas jednej z akcji promocyjnych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu uśmiechnięta dziewczyna, konsultantka Camp America opowiedziała mi, z czym się spotkała w Stanach i jakie możliwości daje taki wyjazd. Nie miałem już wątpliwości. Bez dłuższego zastanowienia podjąłem decyzję – lecę do Stanów!!! Szybko przebrnąłem przez aplikację i otrzymałem miejsce na Camp Wildwood, w najbardziej na północny-wschód wysuniętym stanie USA: Maine. Rzut beretem od granicy z Kanadą. Spotkanie z konsulem w Ambasadzie USA w Warszawie i odebranie wizy było już tylko formalnością.
15 czerwca zaczęła się moja przygoda. Przelot z Warszawy, przez Dusseldorf do New Jersey. Lądowanie na Newark i noc w hotelu zorganizowana przez biuro Camp America w USA, gdzie każdy uczestnik programu otrzymał instrukcję dojazdu do swojego campu. Następnego ranka z biletem w ręku wsiadałem do amerykańskiego autobusu rodem z filmu i po 7 godzinach dotarłem do stanu Maine, nazywanym przez Amerykanów „Vacationland”. Wkrótce przekonałem się, dlaczego właśnie ten stan zasłużył na taki przydomek. Dołączyłem do Kitchen Staff i wraz z ludźmi z różnych zakątków świata odpowiadałem za kuchnię i stołówkę. Przez całe dwa miesiące byłem jedynym Polakiem na campie. Jeszcze nigdy nie miałem takiego treningu językowego i nikt do tej pory nie „zmusił” mnie do takiego wysiłku. Otworzyłem się na język! Przy okazji łapałem po trochu rosyjski 😉
Na tym typowo sportowym campie wakacje spędzało ponad 300 dzieciaków w wieku 7-14 lat. Dodatkowo opiekowało się nimi około 100 counsellors z całego świata. Poznałem ludzi z Australii, Nowej Zelandii, Ameryki Południowej, jak również innych krajów Europy. W wolnym czasie korzystaliśmy z całego wyposażenia campu, m.in. pól golfowych, boisk do koszykówki, siatkówki i piłki nożnej, Lacrosse oraz świetnej urządzonej plaży nad jeziorem z kajakami, łódkami, „latającymi dywanami”, „górą lodową”, rowerami wodnymi a nawet motorówkami! Uczyłem się grać w tenisa ziemnego. Wieczorami jeździliśmy na nasze zakupy, lub po prostu spędzaliśmy ciekawie czas poza campem.
Przynajmniej jeden dzień w tygodniu był całkowicie wolny. Wtedy tylko od nas zależało, jak ten dzień spożytkujemy. Zwiedzaliśmy stany Maine i New Hampshire. Spędziliśmy dzień w Appalachach zdobywając Górę Waszyngtona. Innym razem school-busami wybraliśmy się nad ocean na Old Orchard Beach. Gdy chcieliśmy złapać dzień wytchnienia, po prostu integrowaliśmy się na terytorium campu, gdzie zawsze było mnóstwo atrakcji. Wieczorem, gdy wracaliśmy na camp, opiekunowie przygotowywali amerykańskie barbecue..
Tak minęło 9 intensywnych tygodni mojego życia w USA. Choć dla niektórych amerykańska przygoda dobiegała końca, ja postanowiłem skorzystać z tego wyjazdu jeszcze bardziej! Od razu po opuszczeniu campu, wraz z dwoma studentami i studentką z Węgier, wybraliśmy się w podróż nad Niagarę. Wypożyczyliśmy samochód i w 16 godzin przejechaliśmy prawie tysiąc kilometrów. Krótki nocleg w motelu w Niagara Falls City i dzień pełen atrakcji przed nami – dla mnie bez wątpienia jeden z najciekawszych dni w życiu! Skorzystaliśmy z kolejki, która obwiozła nas po wszystkich atrakcjach miejscowości. Podpłynęliśmy statkiem pod wodospad, zjechaliśmy do Cave of the Wind, gdzie woda z wodospadu spadała nam na głowy, a my ubrani w foliowe płaszcze i specjalne sandały próbowaliśmy utrzymać się na nogach. Oczywiście nie obeszło się bez przekroczenia granicy z Kanadą…
Po niezapomnianym dniu nad Niagarą nadszedł czas na realizację kolejnego marzenia – Nowy Jork, stolica świata!! Mecz baseball’a pomiędzy najsłynniejszą drużyną wszech czasów New York Yankees oraz Tampa Bay Rays… Madison Square Garden, gdzie miały, mają i mieć będą miejsce największe wydarzenia w dziedzinie sportu, polityki, kultury i rozrywki… Przy okazji wizyty w MSG przyłożyłem Lewisowi za Andrzeja… Po wyczerpującym zwiedzaniu można było zwolnić i zrelaksować się w centrum Manhattanu… w Central Parku. I oczywiście najważniejsze – czym byłby dla nas Nowy Jork bez Statue of Liberty? Pewnie tym, czym dla Torunian Toruń bez pomnika Kopernika przy Ratuszu..
Do Polski wróciłem 13 października, po prawie czterech intensywnych miesiącach w Stanach Zjednoczonych. Z pewnością były to najlepiej zagospodarowane wakacje w moim życiu! Poznałem masę ludzi, dużo zwiedzałem i w końcu wykorzystałem lata nauki języka angielskiego. Dzisiaj zdecydowanie odważniej podchodzę do jakichkolwiek wyzwań. Mam większe doświadczenie i nie boję się przygód. Wyjazd z Camp America sprawił, że bardziej czuję, iż wszystko jest w zasięgu ręki i jeśli tylko chcę, mogę to osiągnąć! TY TEŻ.
Autor: Przemysław Kolenkiewicz