Mój pierwszy wylot był dla mnie kapitalnym przeżyciem. Byłam podekscytowana, nastawiona na przygodę, odważna i śmiało patrzyłam w przyszłość. Moja rodzina zatroskana o to, czy sobie poradzę, czy nie zginę itp. licznie przybyła ze mną na lotnisko, aby mnie pożegnać, i już po chwili uspokoiła się, gdy zobaczyła, jak z bananem na ustach zapoznawałam mnóstwo nowych ludzi, którzy tak, jak ja, lecieli do tego wielkiego świata. Podróż tyle godzin w samolocie też była przeciekawa, bo nieustannie zmieniałam miejsca siedzenia dzięki moim nowo poznanym znajomym, którzy umożliwiali mi podziwianie błękitu nieba z każdej możliwej strony samolotu.
Potem wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Dolecieliśmy na lotnisko JFK w Nowym Yorku, skąd odebrał nas reprezentant Camp America. Razem z całą grupą zabrał nas autobusem do Hotelu Ramada, skąd po noclegu i śniadaniu następnego dnia wyruszyliśmy kolejnym potężnym autokarem do miejsca naszego przeznaczenia, czyli na Camp.
Pierwsze doświadczenie pracy i przygody miałam przyjemność przeżyć w Pensylwanii na Campie Poyntelle Levis Village, gdzie pracowałam w charakterze kitchen staff. Już pierwszego dnia po przyjeździe poznałam tylu ludzi, że nie mogłam spamiętać wszystkich tych skomplikowanych dla mnie imion: amerykańskich, brytyjskich, żydowskich, kolumbijskich, rosyjskich, ukraińskich, oczywiście z zapamiętaniem polskich imion nie miałam problemu;-) Szybko się okazało, że uwielbiam moją pracę. Jako ekipa Kitchen Staff czuliśmy się ze sobą rewelacyjnie, a więc też codziennie świetnie się bawiliśmy, niezależnie od tego, czy robiliśmy pizze, kroiliśmy sałatki czy zmywaliśmy naczynia. W wolnym czasie korzystaliśmy z basenu, pływaliśmy w jeziorze, graliśmy na kortach tenisowych, na boisku do siatkówki i koszykówki, ponadto zaś każdego wieczora oglądaliśmy przedstawienia, jakie aranżowali counsellorzy ze swoimi podopiecznymi. Często wspólnie ze wszystkimi piekliśmy pianki na ognisku, które zjadaliśmy razem z czekoladą i herbatnikiem. Ten rodzaj potrawy, którą amerykańskie dzieci uwielbiają, całkowicie pozytywnie przewrócił moje wyobrażenie o tym, co można na ognisku piec. Warto dodać, że jako Kitchen Staff wyjeżdżaliśmy też razem z dziećmi na wyprawy do Aqua Parku, do kina i na mecze baseballowe!
Dziewięć tygodni pracy upłynęło nam szybko i radośnie, ale gdy przyszedł czas pożegnania, łzy cisnęły się do oczu. Pozostały silne więzy i przyjaźnie, które utrzymuję do dziś i to zarówno z ekipą z Polski jak i z innych krajów. Po zakończeniu Campu pracowałam jeszcze przez kilka tygodni a potem wybrałam się w niezapomnianą podróż do Kalifornii, gdzie zwiedziłam Santa Cruz, Disneyland, Hollywood, Beverly Hills i Los Angeles. Wróciłam do Polski jako zupełnie inna osoba: roześmiana, rozgadana, otwarta na ludzi i uwielbiająca z nimi rozmawiać, bardzo komunikatywna i odważna. Jeśli poradziłam sobie w Stanach Zjednoczonych, to już nic więcej mnie nie zaskoczy i nie złamie. Zaczęłam z nadzieją i optymizmem patrzeć w przyszłość. Złapałam amerykańskiego bakcyla. W następne wakacje oczywiście wróciłam do Stanów, tyle, że w inne miejsce bo uwielbiam poznawać nowe, nieznane lądy i nawiązywać nowe przyjaźnie. Tym razem dostałam pracę w charakterze counsellora na Camp Wilderness w Kalifornii. Ależ to było przeżycie, normalnie strzał w dziesiątkę. Całkowicie kapitalny teren pracy dla tak szalonej osoby, jaką jestem. Ekstremalne wspinaczki górskie bądź na polu wspinaczkowym, jazda górskimi rowerami w kilkugodzinnych rajdach po górach Kanionu Malibu, pływanie w ciepłym, wzburzonym oceanie, czasem nawet spanie pod gołym niebem, gotowanie na zewnątrz i mnóstwo innych aktywności, jakie wykonywałam razem z moimi podopiecznymi nastolatkami. Po zakończeniu sezonu przyleciałam do Nowego Yorku, gdzie spotkałam się ze znajomymi, z którymi wyruszyliśmy w podróż samochodem na najdalej oddaloną na południe wyspę, czyli Key West na Florydzie. Podróż i czas spędzony w tropikach zaczarowały mnie do reszty. Już po raz kolejny Stany Zjednoczone zachwyciły mnie swoim urokiem, a każdy następny wyjazd pozytywnie przemienia moje życie. Życzę każdemu z Was przeżycia tej szalonej, niezapomnianej i niewiarygodnej przygody życia oraz tego wielkiego „powera” jaki staje się udziałem każdego uczestnika programu Camp America.
Autor: Joanna Lutkiewicz – Obońska