scroll

Ameryka na zawsze w moim sercu!

Moja przygoda ze Stanami zaczęła się przed kilkoma laty. Wciąż jeszcze pamiętam rozmowę z koleżanką, która właśnie wróciła z USA, pokazywała mi zdjęcia i opowiadała, jak bardzo jej się tam podobało. Zapragnęłam wtedy na własne oczy zobaczyć miejsca, które do tej pory widziałam jedynie na filmach...

…zwiedzić Nowy Jork – miasto, które nigdy nie zasypia, pospacerować ulicami Manhattanu wśród oszklonych wieżowców, zobaczyć Statuę Wolności w blasku zachodzącego słońca, popływać w oceanie, przejść się ulicami Filadelfii tak jak Bruce Springsteen, zwiedzić Memphis – rodzinne miasto Elvisa Presleya, a w końcu cofnąć się w czasie i pójść śladami Scarlet O’Hary i Rhetta Butlera!

Zastanawiałam się, w jak sposób zrealizować moje marzenia. Pewnego dnia odwiedziłam biuro karier na mojej uczelni i zobaczyłam tam broszurki dotyczące programu Camp America. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko; skompletowałam dokumenty aplikacyjne, przeszłam rozmowę kwalifikacyjną i nawet się nie obejrzałam, kiedy siedziałam na pokładzie samolotu lecącego do Nowego Jorku. Tak zaczęła się największa przygoda mojego życia.

Pracowałam 9 tygodni w kuchni jako tzw. Campower na campie dla dzieci z ubogich rodzin w stanie Pennsylvania. Po dotarciu na camp okazało się, że jestem jedyną Polką, co stwarzało dla mnie wspaniałą szansę na doskonalenie mojej znajomości angielskiego. Po dwóch tygodnia posługiwania się tym językiem niemalże 24h na dobę, zaczęłam już nawet myśleć po angielsku. Mój camp stanowił przysłowiową Wieżę Babel; ludzie przyjechali tam nawet z tak odległych zakątków świata jak Australia, Nowa Zelandia, Korea Południowa czy RPA. Praca i zabawa w tak międzynarodowym towarzystwie pozwoliła mi lepiej uświadomić sobie różnice kulturowe oraz nauczyć się działania w zespole dla realizacji wspólnych celów. Nigdy nie zapomnę, jak bardzo dzieciaki na campie lubiły, kiedy przed posiłkami czytałam im menu po angielsku i po polsku, a one powtarzały za mną próbując nauczyć się polskich słówek.

W czasie dni wolnych od pracy najchętniej jeździłam z przyjaciółmi na plażę do Atlantic City lub zwiedzać Filadelfię (pieszczotliwie nazywaną przez Amerykanów Phili). Po zakończeniu pracy na campie razem z kolegą zwiedziliśmy najpiękniejsze zakątki „Big Apple” oraz popłynęliśmy w rejs wokół Manhattanu sponsorowany prze Camp America. Odwiedziliśmy również Madame Tussauds Wax Museum, gdzie spotkaliśmy się twarzą w twarz z najsłynniejszymi ludźmi świata i zatańczyliśmy nawet u boku Tiny Turner! Odwiedziłam też przyjaciół w Południowej Karolinie. Razem spacerowaliśmy malowniczymi uliczkami Charleston, miasta z którego pochodził Rhett Butler. Na trasie mojej podróży znalazło się również legendarne Amish County, gdzie ludzie (na własne życzenie!) wciąż żyją bez prądu, bieżącej wody, telewizji i samochodów.

Dzięki Camp America za niewielkie pieniądze mogłam zobaczyć miejsca, o których dotąd jedynie marzyłam. Poza tym nabyłam doświadczenie w pracy w międzynarodowym środowisku, nauczyłam się biegle mówić po angielsku, a co najważniejsze poznałam wielu wspaniałych ludzi, z którymi wciąż jestem w kontakcie. To co najbardziej podoba mi się w Stanach, to właśnie ludzie – uśmiechnięci, optymistycznie nastawieni do życia, przyjaźni i chętni do pomocy. To dzięki nim w USA czuję się jak w domu!

Czas płynie, studentem nie jest się przez całe życie, Europa może poczekać, dlatego z całego serca zachęcam Was do odwiedzenia Stanów jak najszybciej. Naprawdę warto!

Pozdrawiam gorąco,

Kasia